Nawet, jeśli nie podzielają jego wyborów, obstawia inne polityczne konie, to nie ulega dla nich wątpliwości, że mają do czynienia z postacią ponadprzeciętną. Ot, choćby autor arcyciekawych, szczególarskich pamiętników, znający wszystko i wszystkich, zwłaszcza na Lubelszczyźnie, Marcin Matuszewicz: Na twarzy piękny, w sobie hoży, rzeźwy i udatny, stąd, jako piękny, od dam, a jako śmiały i rozumny, od mężczyzn był estymowany...
A przecież niecałe pokolenie wcześniej o Poniatowskich słyszeli tylko bliscy sąsiedzi pożyczający im pewnie pieniądze żydowski kramarz i pleban macierzystej parafii gdzieś pod Rzeszowem.
Przedziwne to jest dzieło Boskiej Opatrzności: syn królem, ojciec w krześle, a dziad podstarości...
Tego akurat wierszyka wysłuchiwać musiał jego syn Stanisław Antoni (jako król dopiero przyjmie miano Stanisława Augusta), kiedy, ku zaskoczeniu wielu, jako człowiek dość młody i, nawet jeśli nie mało znaczący, to jednak ciągle bez jakiegoś oszałamiającego własnego dorobku politycznego, został w 1763 roku wybrany na króla Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Oczywiście każda taka kariera budzi w kraju nad Wisłą przede wszystkim zawiść i aktywizuje najbardziej starannych domorosłych genealogów.
Znamy imię królewskiego pradziada Jana, ale tu wiedza się kończy. O Franciszku (1651-1691) wiemy w zasadzie tylko tyle, że w 1683 roku bił się pod Wiedniem, dowodząc chorągwią pancerną wystawioną przez pana Potockiego, a oprócz tego pełnił różne, może i dobrze brzmiące, ale w sumie nic niemal nieznaczące urzędy: cześnik wyszogrodzki, łowczy podlaski. Niewiele więcej niż nic. Utrzymywał się z dochodów z kilku wsi oraz zarządzając cudzymi dzierżawami i kręcąc się wokół Hieronima Augustyna Lubomirskiego, marszałka nadwornego koronnego i podskarbiego wielkiego koronnego, przyszłego hetmana polnego i wielkiego.
Plotki, ploteczki...
Przełomem w sytuacji społecznej i majątkowej był ślub, pewnie zaaranżowany właśnie przez możnego patrona, z zamożną, dobrze skoligaconą Heleną z Ligęzów Niewiarowską, która w posagu wniosła całkiem grzeczny majątek. I tu, w drzewie genealogicznym, napotykamy sęk, który w innych warunkach mógłby zdyskwalifikować cały pień z dalszej obróbki.
Już po elekcji w 1762 r. rozpowiadano, że całe małżeństwo z panią Niewiarowską miało być próbą zatuszowania nader kłopotliwej towarzysko i rodzinnie historii w rodzinie Sapiehów: owoż książę Kazimierz Jan (zm. 1720) miał wdać się w romans z jakąś ówczesną Esterką. Owocem miało być dziecię, które oficjalnie jako własne przyjęła zaprzyjaźniona rodzina niższej pozycji. Nie była to wcale tak rzadka praktyka. Tutaj jednak nie zgadzają się podstawowe fakty: ślub zawarto w 1674 roku, Stanisław przychodzi na świat ponad dwa lata później. Nawet jednak i bez tego wszystkiego jednego zasłonić się nie da: Poniatowscy, w porównaniu z całą tą galerią Potockich, Sapiehów, Sanguszków, Lubomirskich, Leszczyńskich, byli po prostu parweniuszami. Nieprzypadkowo na powyższej liście nie wymieniłem Czartoryskich. W opowieści o Stanisławie Poniatowskim odegrają doniosłą rolę, ale oni też, mimo książęcej mitry, byli dopiero na linii wznoszącej...
U sapieżyńskiej klamki
Majątek wniesiony przez Niewiarowską do małżeństwa z Franciszkiem pozwolił nawet na wysłanie dwóch synów Stanisława i Kazimierza na objazd naukowo - towarzyski po Europie Zachodniej. Celem takiej, odbywanej rutynowo przez nastoletnich kawalerów podróży, bywało tyleż poznanie obcych krajów, kultury, języka i ludzi co przeżycie dostatecznej ilości przygód, żeby potem nie psuć sobie opinii bliżej domu. Już jednak w tak, tyleż prostej co przyjemnej, misji dał o sobie znać kształtujący się właśnie charakter szesnastoletniego Stanisława. W 1692 roku w czasie pobytu w Wiedniu - ku największemu oburzeniu ojca, który przecież poniósł znaczne koszta - energiczny młodzian zaciąga się do austriackiego wojska i wyrusza na wojnę z Turcją. W powyższym nie ma pomyłki: młodzieńca w takim wieku traktowano jako w pełni dorosłego, z racji na urodzenie i choć minimalny majątek dawano stopień podoficerski, powierzano obowiązki, wyznaczano odpowiedzialność i posyłano do wykonywania najpoważniejszych zadań, z którymi taki sobie potrafił z reguły doskonale radzić.
Tak też było z młodym Poniatowskim. W 1697 r. jako dowódca oddziału ciężkiej jazdy bierze udział w bitwie pod Zentą. Jest to jeden z pierwszych militarnych triumfów znakomitego wodza Eugeniusza Sabaudzkiego. Było się od kogo wojennego fachu uczyć! Zostaje adiutantem Michała Sapiehy (który, wedle wspomnianych wyżej plotek, mógłby teoretycznie być jego przyrodnim bratem...). Kiedy po podpisanym w Karłowicach pokoju z Turkami zaczyna zanosić się, że w kolejnych latach przyjdzie wojować być może z Francją, młodym Polakom przestaje uśmiechać się liniowa służba w cesarskim wojsku - co innego, jak ojcowie bić pohańca, co innego głowę nadstawiać gdzieś na zachodzie. Składają dymisję. Michał wraca na Litwę, Stanisław, nie bardzo chcąc pokazywać się ojcu na oczy, jedzie za nim.
Nieudany ślub, udane rozejście
Po powrocie do kraju, zdaje się, że nie bez zaangażowania w ten projekt Sapiehów, żeni się ze znacznie starszą od siebie, ale za to bardzo zamożną wdową Teresą Wojno-Jasieniecką. Już po kilku miesiącach Stanisław zaczyna mocno zazdrościć jej pierwszemu mężowi. Potwierdza się zasada, że gorsza od młodej, dobrej i chorowitej żony jest tylko stara, jędzowata i zdrowa. Nader oględny z reguły Matuszewicz pisze o "damie przykrego humoru". Nie ma wyjścia, trzeba było kombinować rozwód, przeciw któremu zresztą i ona nie protestowała...
cdn.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.