Witold Kania objechał Polskę rowerem w osiem dni

Opublikowano:
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z RYKWitold Kania przeszedł przez trudności i nieprzewidywalność Maratonu Rowerowego Dookoła Polski. Mimo deszczu, niespodziewanych spotkań z nietypowymi ludźmi i nocnych przeżyć, dotarł do mety. Po długiej i pełnej przygód trasie Witold wrócił do Ryk, gdzie czekało na niego wzruszające powitanie sąsiadów.
reklama

Witold Kania z Ryk ukończył Maraton Rowerowy Dookoła Polski (MRDP). W sumie to już jego czwarty maraton. Wcześniej przejechał granicę zachodnią - od Rozewia do Świeradowia, w kolejnym roku południe kraju - ze Świeradowia do Przemyśla, a następnie wschód Polski - z Przemyśla do Rozewia. Za swoje osiągnięcia otrzymał puchar, którym nagradzani są nieliczni z całego kraju za to osiągnięcie. 

Nasz rowerzysta z Ryk wystartował wśród osiemdziesięciu innych uczestników maratonu w samo południe, 23 sierpnia, z Rozewia. Maraton polegał na przejechaniu wyznaczonej przez organizatorów trasy – 3.200 km jak najszybciej z limitem 10 dni. Uczestnicy sami decydowali, ile śpią i o jakiej porze dnia lub nocy jadą. Sami musieli zapewnić sobie pożywienie i nocleg. Najważniejsze było to, aby nie zboczyć z trasy, na której były punkty kontrolne oraz ukończyć maraton w możliwie najkrótszym terminie. 

reklama

Sposób na głód - suplementy

W czasie trwania wyścigu Witold Kania miał kilka przygód, które teraz wspominać będzie z uśmiechem. Pierwszy postój rowerzysta miał w Braniewie. 

- Padał deszcz, a ja za późno się ubrałem. Byłem mokry i nie miałem nic do jedzenia. Wpadłem do knajpy, żeby się przebrać - wspomina i zdradza nam swój sposób na zaspokojenie głodu podczas długich tras. - Jeżdżę na suplementach - elektrolitach i węglowodanach. Mieszanka ta szybko dodaje energii. Zamówiłem swoje ulubione suplementy podczas pierwszego noclegu za Sokółką w agroturystyce. Później jechałem szybko, żeby kurier mi nie uciekł - dodaje z uśmiechem opisując, że zapasy zrobił tak duże, aż torba podsiodłowa ani razu nie dała się zwinąć - tak była wypchana ubraniami i odżywkami.

reklama

Nocne przygody maratończyka

Pierwszy nocleg był dla naszego maratończyka bardzo udany. 

- W agroturystyce była bardzo miła Pani. Wyprała mi ubrania i wysuszyła. Zapytała, co będę jadł na śniadanie, na co ja: "Czy ma Pani makaron?". Odpowiedziała, że ma. Zapytałem o twaróg. Odpowiedziała, że nie ma, ale kiedy spytałem o dżem, zaczęła wymieniać: "A jaki? Malinowy, porzeczkowy...?" Wybrałem z czarnej porzeczki. Ugotowałem cały makaron, ale wszystkiego nie zjadłem. To, co zostało, zapakowałem w jednorazowe plastikowe pojemniki i zabrałem w dalszą drogę - opowiada nam rowerzysta, dodając, że dżem spałaszował cały na raz. 

Zupełnie inaczej upłynęła mu inna noc. Podczas tego typu maratonów naturalne jest spanie "pod chmurką". Witold był na to przygotowany. Położył się, żeby odpocząć, ale jego plany pokrzyżował deszcz i towarzysz...

reklama

- Jakiś człowiek na bosaka wchodzi na przystanek. Mówi, że przyjechał z Niemiec. Był bez koszulki. Widać było, że ma jakiś problem. Powiedział, że naprzeciwko jest agroturystyka i ją poleca. Widocznie był z tej miejscowości. Zadzwoniłem, ale w agroturystyce nikt nie odbierał. Powiedziałem, że chyba muszę się tu przenocować, a on na to, że on też! Trochę się bałem. Wyglądał jakby był pod wpływem narkotyków - mówi Kania. 

Towarzysz odszedł nieco dalej, a za chwilę przyjechał nieoznakowany samochód, a za nim radiowóz. 

- Policjanci zapytali o człowieka na boso. Przyznałem, że był tutaj. Zobaczyłem, że poszedł na przystanek po drugiej stronie drogi. Podjechali do niego i chyba go zgarnęli - opowiada wspominając też bliskie spotkanie z wilkami, które uciekły, gdy chciał zrobić im zdjęcie. 

reklama

Rower i nawigacja prowadziły do celu.

Podczas tego maratonu nasz bohater nie miał kryzysów, ale zdarzały się one na krótszych trasach. Były też maratony, których nie ukończył. Teraz na metę dojechał dziesiąty. 

- Regeneracja i doświadczenie - to przeważyło u tego, który wygrał. Wiedziałem, że jeśli dojadę do mety, to już swój sukces osiągnę - podkreśla rowerzysta. 

Do rywalizacji może przystąpić każdy, nie ma granicy wiekowej. Najstarszy uczestnik MRDP miał 74 lata. 

Oprócz doświadczenia podczas maratonów ważny jest sprzęt. Rower, którym jeździ maratończyk z Ryk ma około 5 lat i przejechał na nim około 30 tysięcy km. 

- Ten rower ma w kole prądnicę, która zasila nawigację, ładuje telefon i obsługuje światło.  Jeżdżę na oponach bezdętkowych zalanych specjalnym mlekiem, które wulkanizuje się w przypadku przebicia. Gdy pojawia się większa dziura, to mam "pakuły".

Na szczęście nie miałem tym razem kapcia. Opony mają 10 tys. km przebiegu. Są marki Continental - mówi. 

To, co zauważył podczas przejazdu, to że z wiekiem jest mu coraz zimniej. Mimo trzech bluz, jakie miał na sobie, nadal podmuch wiatru był dokuczliwy. Musiał okryć się dodatkowo kocem ratunkowym. Ostatniej nocy maratonu nie spał.

Powitanie niespodzianka

Wieczorem, 2 września, Witold Kania wrócił do Ryk. Czekała na niego miła niespodzianka. Sąsiedzi z ulicy Żytniej w Rykach przygotowali dla niego powitanie. Były wspólne zdjęcia, poczęstunek i wiele pytań dotyczących maratonu. Wszyscy zgodnie wyrazili podziw dla tego wyczynu. 

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
logo