ROZMOWA Z Adamem Majsterkiem, założycielem i trenerem w Majster Team Dęblin
Teraz mam czas, by zjeść kanapkę i wypić kawę. Tworzymy wielką rodzinę Majster Team
Jak zaczęła się Twoja przygoda z taekwon-do?
- W 1998 roku nie zgłoszono mojej karty i dwóch moich kolegów do rozgrywek piłkarskich na nowy sezon w miejscowym klubie. Przestaliśmy chodzić na piłkę. Właśnie jeden z tych kolegów - Piotrek Zawisza dowiedział się, że powstała sekcja TKD w "Garach". Namówił mnie, żebyśmy poszli i spróbowali. I tak zostaliśmy. Po paru latach okazało się, że jestem pierwszą osobą z Dęblina, która zdała egzamin na czarny pas. A droga nie była łatwa.
Po latach przerwy wróciłeś...
- Założyłem klub - Majster Team i trenujemy od trzech lat. Wróciłem na drogę trenerską za namową koleżanki Katarzyny, która trenowała ze mną w pierwszej dęblińskiej sekcji w końcówce lat 90. Fajnie się złożyło, bo później trenowały u mnie jej dwie córki.
Wrócił ten "fan"?
- Dokładnie. Nie żałuję, że wróciłem. Na nowo powróciło pełne zaangażowanie do taekwon-do. Tak naprawdę codziennie poza treningami, dzieje się coś związanego z moją dyscypliną. Ciągle w mojej głowie rodzi się nowy pomysł i projekt.
Ile na ten moment jest grup ćwiczących?
- Obecnie prowadzę zajęcia dla sześciu grup, mniej więcej dziesięcioosobowych.
Jaki był ten kończący się rok?
- 208 razy moi zawodnicy stawali na podium. Byliśmy na ośmiu turniejach rangi ogólnopolskiej, jak również międzynarodowej. Moi podopieczny startowali w mistrzostwach kraju, jak również w pucharach Polski.
Gratulacje...
- Był to na pewno najciekawszy i pełen przygód rok od początku istnienia naszego małego teamu. Podliczając kilometry, które spędziliśmy, jeżdżąc po Polsce, jak i Czechach wyszło ponad sześć tysięcy kilometrów. Nasi mali taekwondocy startowali w ośmiu turniejach, czterech różnych organizacji taekwon-do ITF. Jak już mówiłem, z powyższych startów przywieźliśmy 208 medali. W ten sposób wywalczyliśmy kilkanaście tytułów mistrzów Polski, jak i kilkadziesiąt zdobywców Pucharu Polski w swoich kategoriach wiekowych, wagowych i rocznikowych.
Wielokrotnie wspominasz o zaangażowaniu rodziców...
- Ostatnio już nie tylko w mojej głowie rodzą się ciekawe pomysły. Poprzez wyjazdy na zawody zgrał nam się team do tego stopnia, że rodzice moich zawodników podsuwają świetne pomysły i pomagają je w bardzo dużym stopniu realizować. W tym miejscu chce bardzo podziękować tym właśnie rodzicom, którzy jeżdżą na zawody i pomagają mi w organizacji wyjazdów, jak i podczas trwania zawodów. Na pierwszych zawodach zrobiłem 12 tysięcy kroków na hali, biegając między matami. Teraz mam czas nawet na to, aby zjeść kanapkę i wypić kawę. Rodzice są mega oprawionymi sekundantami. Dziękuję jeszcze raz.
Co dalej?
- Obecnie jesteśmy w trakcie realizacji dwóch poważnych projektów klubowych. Jeden z nich zrodził się z inicjatywy rodziców do tego stopnia, że ja tylko się zgodziłem.
Kiedy będziesz mógł powiedzieć, że jesteś trenerem spełnionym?
- Nie chciałbym tak powiedzieć. Taekwon-do nie ma końca i chciałbym, żeby ciągle było coś, do czego można dążyć.
Córka Jadwiga poszła w twoje ślady. Było inne rozwiązanie?
- Jadzia ma dopiero dziewięć lat i jak to dziecko ma swoje zmiany decyzji. Raz jej się chce, raz nie. Na razie jesteśmy na etapie chęci. Mam nadzieję, że to potrwa jak najdłużej.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.